Prawdopodobnie pomyślisz, że „grzechy”, a raczej błędy, o których zaraz napiszę, popełniają raczej osoby młode, ponieważ są niedoświadczone, mają pstro w głowie, albo – co całkiem prawdopodobne – nie wiedzą dobrze, czego chcą. Nic bardziej mylnego! Błędy te popełniają SZCZEGÓLNIE osoby pracujące na szczeblu kierowniczym, między innymi dlatego, że „multitasking” jest w cenie, świat pędzi naprzód jak szalony, żyjemy w stresie, jesteśmy przeładowani obowiązkami i nie mamy czasu, aby się zatrzymać, zastanowić nad sobą, nad tym, jakie są nasze potrzeby i w jaki sposób zamierzamy je zrealizować. Nad ranem wybiegamy z domu i pędzimy do wielozadaniowej pracy. Wieczorem jesteśmy tak zmęczeni, że przysypiamy w metrze, jadąc do domu. Zdaję sobie sprawę, że w galimatiasie codzienności ciężko Ci będzie znaleźć czas na naukę angielskiego, za którą zapłaciła firma.
W HappyHours nauczamy angielskiego głównie menadżerów, dyrektorów korporacji bądź właścicieli firm – i to przede wszystkim o nich jest dzisiejszy wpis na blogu. Znaczna część z nich jest tak zabiegana, że gubi się w chaosie zdarzeń i jeśli już rozpocznie naukę angielskiego, często – na samym wstępie – spycha ją na margines, aby następnie wylądowała w kosmicznej przestrzeni, którą szybko traci się z oczu, ponieważ tak naprawdę nie ma na nią czasu. Co ciekawe, z mojego doświadczenia wynika, że w grupie „zabieganych grzeszników” znajdują się zwykle mężczyźni, ponieważ kobiety są znacznie bardziej zdyscyplinowane i skore do zaangażowania w lekcje (być może ktoś kiedyś pokusi się o badania, aby dowieść, dlaczego tak się dzieje).
Czy to nie dziwne, że menadżer, który na co dzień zarządza licznymi projektami, ludźmi i ich czasem pracy, nie umie (nie może?) zarządzić swoim czasem? Nie tak dawno temu odezwał się do nas dyrektor jednej z korporacji, który chciał indywidualnie zaplanować naukę angielskiego. Pierwsze spotkanie odwołał pół godziny przed czasem, na drugim się nie pojawił (potem napisał, że był bardzo zajęty i nie miał czasu, aby spotkanie odwołać). Przypuszczam, że ten pan już się do mnie nie odezwie. Najwyraźniej jest tak zajęty w pracy, że nie ma na nic innego czasu. Jestem pewna, że tego czasu tym bardziej nie znajdzie na cykliczne spotkania z lektorem w określonych porach.
Przyjrzyjmy się teraz dokładnie sześciu podstawowym „grzechom” popełnianym przez kursantów, zwłaszcza gdy nauka jest finansowana przez firmę (choć nie tylko).
- Brak jasno sprecyzowanych potrzeb, czyli „jakoś to będzie”
Taka sytuacja: firma sfinansowała pracownikowi indywidualny kurs języka angielskiego, więc musi on to wykorzystać. Zapisuje się na angielski – jest jednak tak zaganiany, że nie ma czasu zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę oczekuje od kursu i jakie są jego potrzeby językowe. Zakłada, że nauczyciel coś tam wymyśli i jakoś to będzie. Znasz to?
Osobiście nie wierzę w to, że ktoś może nie wiedzieć, jakie są jego potrzeby językowe. Każdy ma inne oczekiwania, tylko nie wszyscy umieją je sprecyzować. Zastanów się, po co chcesz się uczyć angielskiego, do czego ten język ma Ci się przydać. Czy ma to być język ogólny, czy biznesowy, jakie obszary językowe powinien obejmować kurs (np. maile, telefony, prezentacje), czy chcesz móc swobodnie rozmawiać po angielsku w pracy, czy raczej chciałbyś się komunikować w tym języku na zagranicznych wyjazdach?
Właściwe rozpoznanie potrzeb językowych jest szalenie istotne, ponieważ od tego zależeć będzie kierunek kursu.
- Brak poprawnie zdefiniowanych celów krótko- i długoterminowych
Kursanci mają zwykle jeden cel, którym jest płynne mówienie po angielsku. Tak określony cel jest zdecydowanie zbyt odległy, ponieważ umiejętność płynnego (i poprawnego) mówienia po angielsku osiąga się w ciągu wielu lat systematycznej nauki. Tymczasem kursant, który ma refundowany przez firmę indywidualny kurs języka angielskiego w określonym wymiarze godzin, decyduje się na jedną lekcję w tygodniu przez semestr. Jeśli ów kursant wybierze sobie zbyt odległy cel, to bardzo szybko zniechęci się do nauki, ponieważ nie uda mu się go osiągnąć w ciągu semestru. Będzie mieć poczucie, że nie uczynił widocznych postępów w nauce, co musi być dość deprymujące.
Zamiast odległego celu („chcę płynnie mówić po angielsku”) warto wyznaczyć cel długoterminowy – powiedzmy na jeden semestr nauki, np. komunikowanie się po angielsku na wakacjach, a następnie podzielić ten okres na cele miesięczne: komunikowanie się po angielsku na lotnisku, w sklepie, w restauracji, na ulicy itp. Miesiąc nauki warto następnie podzielić na tygodnie i dokładnie określić, czego w danym tygodniu trzeba się nauczyć, aby osiągnąć cel miesięczny – oczywiście nie obędzie się tu bez pomocy nauczyciela.
Miesięczny plan nauki dla celu „komunikowanie się po angielsku w sklepie” może wyglądać na przykład tak (zakładając, że kursant jest na poziomie A2–B1):
Tydzień 1: Nauka słownictwa związanego z produktami w supermarkecie, rodzajniki określone i nieokreślone (a / the).
Tydzień 2: Rzeczowniki niepoliczalne i policzalne, zaimki wskazujące (this, that, these, those).
Tydzień 3: czasowniki modalne (can, could, may, might, should), pytanie o produkty.
Tydzień 4: Przećwiczenie nabytych umiejętności w scenkach rodzajowych.
- Ignorowanie gramatyki
Bywa, że gramatyka jest kojarzona z czymś szalenie trudnym i nudnym, więc kursant chce ją ominąć. Tymczasem nie da się jej całkowicie wykluczyć z kursu. Cokolwiek będziesz chciał powiedzieć, będziesz to robił w czasach: przeszłym, teraźniejszym lub przyszłym i musisz wiedzieć, którego z tych czasów w danej sytuacji należy użyć oraz jaką ma on konstrukcję; inaczej nie będziesz mógł się komunikować po angielsku ze zrozumieniem.
Zdarzają się kursanci, którzy używają angielskiego w pracy lub na wyjazdach zagranicznych i zawsze udaje im się jakoś porozumieć, mimo że słabo mówią po angielsku. Jasne! Jak powiem po polsku: „ja chcieć jedzenie smacznego”, to podejrzewam, że każdy zrozumie o co mi chodzi – zakładam jednak, że jeśli już decydujesz się na naukę języka angielskiego, to chcesz nie tylko mówić, ale robić to poprawnie.
- Brak systematyczności
To jest prawdziwa zmora wszystkich lekcji w firmie (indywidualnych bądź grupowych) i poza nią. Kursanci zwykle nie mogą systematycznie przychodzić na lekcje – przeszkadzają im w tym (zbyt?) liczne obowiązki w pracy: spotkania, zadania, projekty, terminy, wyjazdy w delegacje itp. Wszystko to wpływa na opuszczanie zajęć. O ile jest to kurs indywidualny, prawdopodobnie będziesz mógł przełożyć zajęcia. Jeśli jednak chodzisz na kurs grupowy, to lekcje będą Ci przepadać, zaczną rosnąć zaległości, aż do momentu, w którym zostaniesz daleko w tyle z materiałem w porównaniu do grupy. W końcu dystans okaże się dość przytłaczający, w związku z czym sensownym rozwiązaniem wyda Ci się rezygnacja z lekcji.
Jednym z naszych klientów był kiedyś prezes pewnej korporacji. Bardzo chciał uczyć się języka polskiego dla obcokrajowców, jednak charakter wykonywanej pracy absolutnie mu to uniemożliwiał. Przez dwa miesiące odbył może dwie lekcje. Co tydzień dzwoniła jego podenerwowana asystentka, przekładała lekcję raz, drugi, trzeci, aż w końcu ją odwoływała.
Z brakiem systematyczności można walczyć na dwa sposoby: uprzedzić i przyzwyczaić współpracowników, że o określonej porze masz lekcje angielskiego i choćby się waliło i paliło, to jest to czas, który poświęcasz wyłącznie na naukę języka (pilne sprawy muszą chwilę poczekać), a jeśli rzeczywiście nie możesz stawić się na dane zajęcia, to postaraj się odbyć je w innym terminie, ale w tym samym tygodniu (dotyczy to zajęć indywidualnych). Najgorsze co możesz zrobić, to poddać się bez walki i zamiast czterech lekcji w miesiącu mieć jedną lub wcale, bo wtedy nauka najzwyczajniej w świecie nie ma sensu.
- Samo się zrobi
Samo się niestety nie zrobi a lektor nie poda wiedzy na lekcji w magiczny sposób, dzięki któremu wszystko dobrze zapamiętasz. Bez wysiłku, bez wkładu własnej pracy szybko zapomnisz przyswojony materiał. Po każdej lekcji powinna być zadana praca domowa, abyś miał szansę utrwalić wiedzę – im więcej, tym lepiej. Zawsze zachęcam kursantów do „otwarcia się na język” przez cały czas nauki, czyli nie tylko do odrabiania prac domowych, ale również oglądania filmów lub wiadomości, słuchania podcastów, czytania gazet i książek po angielsku. Im częściej będziesz mieć styczność z angielskim, tym szybciej nauczysz się nim płynnie posługiwać.
- Traktowanie nauki jako przykrego obowiązku
Wiele osób zaczyna się uczyć języka angielskiego, „bo musi” – bo szef każe, bo inni mówią płynnie po angielsku i jakoś tak głupio jest odstawać… To tak zwana motywacja negatywna, motywacja batem, która jest związana z obowiązkiem, przymusem i być może w konsekwencji ze zmęczeniem nauką.
Wcale nie musi tak być! Nauka będzie przyjemnością, jeśli tylko odpowiednio podejdziesz do tematu. Przede wszystkim zastanów się, w jaki sposób SKORZYSTASZ na nauce angielskiego. Znajomość języka w efekcie może umożliwić awans lub zmianę pracy na lepszą, zwiększyć nasz komfort w trakcie zagranicznych wycieczek itp. Jeśli tylko znajdziesz dobrego nauczyciela (takiego, który nie tylko zna świetnie angielski, ale jest pasjonatem języka i umie zaangażować ucznia w naukę), to nauka z pewnością stanie się przyjemnością, zabawą, inspiracją oraz ciekawym sposobem spędzenia czasu. Tego Ci życzę :)
Mam nadzieję, że udało mi się Ciebie choć trochę zainspirować 😊.
Chcesz mówić po angielsku jeszcze lepiej? Zapisz się na newsletter, w którym wysyłam dodatkowe autorskie materiały edukacyjne, oraz skorzystaj z oferty bezpłatnych ebooków, które pomogą Ci w nauce angielskiego.
Na koniec pozwól, że się przedstawię: nazywam się Ewa Karpińska.
Od 2006 roku prowadzę szkołę języka angielskiego HappyHours. Oferujemy indywidualne kursy angielskiego szyte na miarę potrzeb oraz kursy dla firm. Obejrzyj film, w którym opowiadam o mojej szkole, kursach i nauczycielach.
Jeśli masz ochotę rozwinąć swój angielski z jednym z moich lektorów, to zapraszam do kontaktu.
Z przyjemnością porozmawiam o Twoich potrzebach!